Narkotyki – zło z którym trzeba walczyć

Narkotyki – zło z którym trzeba walczyć

6 października 2021 0 przez Redakcja

Zło które istniało i nie przestało ale już nie raz nas przekonało że lepiej pić kakao…

Historia człowieka ,który idzie,widzi drogę, zwiedza pobocze i czasami w myślach płacze widząc te śmieszne twarze, które są jednak piękne. Dochodzi do punktu wyjścia i wchodzi w swoje serce. Rozkłada je na czynniki pierwsze, a to właśnie jest najlepsze. Idzie bo jeszcze ma nogi, zna ludzi, którzy je naprawiają, nie podcinają, a tych drwali wali.

Idzie dalej, jest na fali, nie ma żagli ale zna wiatr, który porusza chmury, rozwiewa złe mury i zaczyna biec do celu. Chociaż jego celownik wiruje nie tam, gdzie on się kieruje, biegnie dość szybko widzi ognisko, które go podnieca i roznieca ogień. Wspomina dobre chwile , to jak jego ogień ogrzewał cale społeczeństwo, z którym przebywał ,na których się zapatrywał, biegnąc wiedział, że ma wiele wrogów. Chcąc to naprawić zaliczy parę rowów, omijał bary, ale zatrzymywał się w knajpach. Widział w tych mordach fałsz ale doceniał swój spokój i swoje chęci bycia człowiekiem z którego Stwórca był by dumny…

spojrzał w prawo, zobaczył wyginający się stolik pod wpływem dużego nacisku alkoholu, któremu towarzyszył zepsuty Andrzej, który miał wielu znajomych w formie napoju chłodzącego organizm i kierującego go na przepaść nacisku. Ból, który Andrzeja odwiedzał niwelował jego kolega -browar .Browar zaczął mówić swoimi słowami do swojego dobrego, logicznego organizmu Andrzeja, że żyje nim i w nim. Po czym Andrzej z mniejsza częścią browara opuścił lokal. Ja podchodząc do lady dostrzegałem na półce to co było w pigułce mojej wyobraźni. Czyli prawie wszystko. Sprzedawczyk zadał mi pytanie czego pragnę? Zapytałem z otwartym optymizmem czy można wykupić fauszyzm i frajerstwo, a sprzedawca mnie sprzedał. Z rozwianymi czynnikami opuszczam miejsce odpoczynku, co ja zrobię teraz synku córko?. Człowiek przed wyjściem wychodził zepsutym optymizmem, ale udało mu się opuścić doliny rozpaczy. Wyszedł w końcu, wyszedł i truchcikiem dobiega do początku i naiwności, która gości gości i system szarości, i jego całości…

Znalazł się w parku, widzi ładną pogodę. Kieruje się afirmacja życia i docenia to jak ziemia pozwala mu dążyć do wielu miejsc, sensu . Widzi drzewko, które ma korzenie i wiele wspomnień, które spadają jak liście pod wpływem złych nawyków, wiatru i pod wpływem lat. Starość je powala, widzi trawkę, która jest niby zielona, piękna i zrobiona w celu miłym . Trawka piękna, zielona daje nadzieje, a odbiera wiele -przychodzi do parku „Maryśka” kładzie się na trawce ,słońce sprawiło jej ogień, po czym biedna „Marysia” się pali i już wszystko za przeproszeniem ja pierdoli. Powoli zaczyna myśleć ,dziury kładą się jej w łóżku o nazwie mózg, zaczyna się śmiać i inaczej doceniać świat i jego bogaty krajobraz. Podszedłem do Marichuany zapytałem ludzkim głosem – po co jesteś? po co ludzi niszczysz?

I powoli, zgrabnie po cichutku ich wybijasz i wbijasz w pień ogłupienia i stracenia nadziei zadowolenia z życia. A „Marysia” odpowiadając cichym smutnym głosem mówi -człowieku spróbuj mnie ,wtedy nie będę sama. Boję się samotności lubię jak ludzie mnie lubią i smakują, doceniają-chociaż nie jestem sama ale wiem mój egoizm mnie przerasta. Ja powoli więdnę, ale nie mam wyjścia, taka jestem i nie jest ważne to, że ludzie są ale nie będą sobą .Odpowiadając myślałem i mówiłem: może jesteś ładna, ale nie dla mnie …Po czym człowiek w ubraniu o kolorze życia odchodzi podziwiając swój kolor. Siada na ławce, widzi chichoty tej cioty „Maryśki”, widzi drzewo skazane na „Maryśki” podziwianie i co za czym idzie wkurwianie siebie i przy okazji liści. Drzewo nie daleko pada od jabłoni a liście padają do stóp „Maryśki” .Ciemny człowiek dostrzega ten łańcuch pokarmowy i marzy o jego przerwaniu i o swoim przetrwaniu. Żeby przy tym malowaniu i przerywaniu ogniwa łańcucha był i żył i mógł jak najwięcej niszczyć zła …Umiar jest mądrością-Arystoteles mądry człowiek, ale również nie udało mu się pomóc słabym nałogom.